Ludzi rażą mój chropawy charakter i brutalna szczerość. Nie układam się, nazywam rzeczy po imieniu, bez owijania w bawełnę. Rozróżniam zdecydowane kolory, np. biały i czarny, podczas gdy inni widzą różne odcienie szarości. Nie zamierzam poddawać się „dyktatowi poprawności”, żeby przypadkiem kogoś nie obrazić. Z tym określeniem po raz pierwszy spotkałem się w połowie lat 70. ubiegłego wieku na zajęciach w szkole dziennikarskiej. Pamiętam jak dziś profesora, który w trosce o równouprawnienie, tolerancję i sprawiedliwość uczulał, aby w środkach masowego przekazu nie używać słów obraźliwych dla niektórych grup społecznych. W międzyczasie określenie to stało się uniwersalnym i modnym, niosącym brzemię indoktrynacji hasłem.
Pomóż w rozwoju naszego portalu