Reklama

Wiadomości

Agnieszka Porzezińska, Dziennikarka, scenarzystka, w TVP ABC prowadzi program „Moda na rodzinę”

Syndrom ocaleńca

Przez 40 lat, od 1956 r., ludzie w Polsce masowo korzystali z „dobrodziejstwa” powszechnej dostępności aborcji. W tym czasie miliony osób straciło życie, jeszcze zanim się narodziło, a to oznacza, że z syndromem ocaleńca może żyć dzisiaj znaczna część naszego narodu. Z Agatą Rusak – psychologiem, psychoterapeutą – rozmawia Agnieszka Porzezińska

Bądź na bieżąco!

Zapisz się do newslettera

AGNIESZKA PORZEZIŃSKA: – Osoby, które stanęły w obliczu realnej groźby śmierci, np. uczestnicząc w katastrofie samolotowej czy kolejowej, są otaczane opieką psychologów i najczęściej potrzebują czasu na powrót do w miarę normalnego życia. Dużo mniej oczywiste jest to, że podobnej pomocy potrzebują dzieci, które zostały ocalone z grożącej im katastrofy aborcji albo które doświadczyły śmierci własnego rodzeństwa...

AGATA RUSAK: – To jest chyba atrybut naszego człowieczeństwa, że przecenia się rzeczy widzialne, a lekceważy te, które choć bardzo logiczne, to jednak są mało dostrzegalne. Badania naukowe dotyczące syndromu osoby ocalonej od aborcji są dość nieliczne, jednak ich wyniki oraz doświadczenie wielu psychoterapeutów potwierdzają istnienie specyficznych problemów u osób ocalonych. Czasem już u małych dzieci można zauważyć pewne symptomy bycia ocaleńcem.

– Jakie?

Pomóż w rozwoju naszego portalu

Wspieram

– Możemy być zaniepokojeni choćby wówczas, gdy widzimy lub dowiadujemy się, że dziecko ma wielokrotnie powtarzające się sny lub fantazje o zagładzie ludzi lub zwierzątek, z których część zostaje uratowanych, a część ginie. Podobny rodzaj przeżywania niepokoju możemy zaobserwować w rysunkach dziecka czy tematach jego zabaw, z tym, że w dzisiejszych czasach, przepełnionych strasznymi kreskówkami i grami komputerowymi, te objawy przestają być tak oczywiste.

– Kogo konkretnie może dotknąć syndrom ocaleńca?

– Przede wszystkim osoby, wobec których prowadzono aktywne starania, żeby się nie narodziły. Syndrom ocaleńca mogą mieć także osoby, które w wyniku aborcji straciły rodzeństwo przed lub po własnym narodzeniu. Ktoś nie przeżył, bo ja już żyłem albo odwrotnie – ja żyję, bo mój brat albo siostra nie przeżyli. Trzeba też jasno powiedzieć, że nie jest ocaleniem sytuacja, w której matka, dowiadując się, że jest w ciąży, przeżywa ogromne lęki, bezsilność czy nawet złość. Pewien etap szoku jest dość częsty. Towarzyszą mu myśli: jak sobie poradzę poradzimy; co będzie lepsze dla naszej rodziny; co się zmieni; czy damy radę. Pod wpływem emocji mogą przychodzić do głowy różne rozwiązania, które jednak zwykle bardzo szybko przemieniają się w decyzję o przyjęciu dziecka. Mówię o tym, bo zauważam ostatnio pewną niebezpieczną modę na mówienie, że „byłem niechciany”.

Reklama

– Przez 40 lat, od 1956 r., ludzie w Polsce masowo korzystali z „dobrodziejstwa” powszechnej dostępności aborcji. W tym czasie miliony osób straciło życie, jeszcze zanim się narodziło, a to oznacza, że z syndromem ocaleńca może żyć dzisiaj znaczna część naszego narodu…

– To bardzo możliwe, że żyjemy wśród rzeszy ludzi przeżywających nadmierny lęk przed życiem czy o życie oraz noszących wiele innych trudnych konsekwencji tamtej swobody dokonywania wyboru co do urodzenia dziecka. Trudno sobie pewnie wyobrazić, jak wyglądałoby nasze życie społeczne, gdyby tamta ustawa nie weszła w życie, jakim bylibyśmy narodem, jakimi kobietami i mężczyznami, rodzicami... Piętno strat wojennych zostało dopełnione usankcjonowanym i zawoalowanym traceniem dzieci.

– Czy każdy psycholog, psychiatra lub psychoterapeuta jest w stanie wychwycić syndrom ocaleńca?

– Oczywiście, że nie. Prowokuje mnie Pani. Wielu psychologów, psychiatrów i psychoterapeutów zaprzecza istnieniu syndromu postaborcyjnego, który jest naukowo dużo lepiej przebadany niż syndrom ocaleńca, więc o czym tu mówić. Nie przeczę, że dobra terapia może człowiekowi pomóc lepiej funkcjonować w wielu obszarach życia, ale tylko ktoś, kto bierze pod uwagę informacje dotyczące strat prokreacyjnych w rodzinie, jest w stanie wyłapać z mozaiki przedstawionych przez pacjenta problemów konkretny obraz syndromu ocaleńca.

– Jakie konkretnie mogą być objawy syndromu ocaleńca u dorosłych?

– Człowiek, który miał się nie urodzić, doświadczył niepewności swojej egzystencji jako osoba, jako konkretna dziewczynka czy chłopiec. Zachwiane poczucie bezpieczeństwa, niepewność, co do tego, czy ma prawo żyć oraz kim jest w swojej kobiecości czy męskości, wreszcie nadmierna wdzięczność i lojalność, czasem nawet niemożność odejścia od rodziców i rozpoczęcia własnego życia, mieszająca się z dogłębnym poczuciem osamotnienia i nieumiejętnością tworzenia ciepłych, pełnych zaufania więzi, za którymi przecież się tęskni. Człowiek wybrany do życia spośród innego rodzeństwa przeżywa bardzo często poczucie winy z powodu tego, że żyje, z powodu tego, jak żyje. Ma poczucie winy i czuje się odpowiedzialny, gdy jego bliscy przeżywają trudne sytuacje.

– Co jeszcze?

– Ocaleniec ma poczucie, że musi zasługiwać na życie, które zostało mu darowane. Ktoś nie przeżył, więc on musi uczynić zadość; musi być dobry, wręcz perfekcyjny, uległy wobec innych, potulny. Bardzo się stara być szczęśliwy, a i tak pozostaje smutny, niespełniony, ma poczucie bezsensu życia. Istnieje jeszcze wiele innych objawów syndromu ocaleńca, wymieniłam tylko część z nich. Chcę jeszcze dodać – wydaje mi się to ważne – że wiele osób ocalonych podświadomie boi się uwolnienia, zdrowia, bo boi się odpowiedzialności za własne życie, konsekwencji własnych decyzji. Te osoby chowają się za poczuciem niemocy, często przerywają terapię czy inną pomoc, mają swoiste zyski wtórne z bycia ocaleńcami i nie do końca chcą pozbyć się tej etykiety, która pozwala im winą za swoje kłopoty obarczać rodziców.

– Czy dziecko, mimo że obecnie czuje się kochane, może nosić w sobie piętno odrzucenia z życia prenatalnego?

– Piętno odrzucenia nie jest jakimś widocznym znamieniem na skórze, ono rozgrywa się w głębi człowieczeństwa. Nawet nie na poziomie cech osobowości, choć tam widoczne są już jego objawy. Niewinność, a nawet swego rodzaju naiwność życia została rozedrgana przez aborcję i nic tego nie cofnie. Jednocześnie jakość relacji rodzinnych w kolejnych latach życia dziecka w dużej mierze stanowi o rozwoju poszczególnych sfer.

– W jaki sposób?

– Gdy dziecko będzie rosło, słysząc, że było niechciane, że przeszkadza, że jest złe, że przez niego są w domu kłopoty, że jest nieudacznikiem, że nie da sobie rady w życiu, a przy tym będzie doświadczać złych więzów rodzinnych, to nawet jeśli nie będzie ofiarą czy świadkiem drastycznej przemocy, ukształtuje się jako człowiek niepewny, lękowy, z niskim poczuciem wartości, często zaniedbujący własne potrzeby, nieumiejący cieszyć się życiem, samotny i niespełniony. Inne zaś dziecko, również będące ocaleńcem od aborcji, ale wzrastające w domu, w którym w jakiś sposób, lepiej lub gorzej, dbało się o relacje, rozmawiało, wspierało (czasem nawet zdecydowanie zbyt ambicjonalnie), będzie zdrowsze psychicznie i będzie lepiej radziło sobie w świecie. Sam fakt ocalenia może przejawiać się w życiu w bardzo różnych odmianach jego skutków. Dlatego właśnie wiele osób powątpiewa w istnienie specyficznego syndromu ocaleńca.

– Dlaczego osobom, które dokonały aborcji, ciężko jest tworzyć pozytywne relacje ze swoimi dziećmi, które żyją?

– Wiele osób, które mówiły mi wprost o dokonanej przez siebie aborcji, przyznawało się, że wobec żyjących dzieci nie czują się dobrymi rodzicami. Doświadczają trudności w okazywaniu czułości, za to nadmiernie chronią i kontrolują zdrowie dziecka, jego zachowanie, wyniki w nauce. Są niecierpliwe, gdy dzieci chcą im opowiadać o swoich emocjach, zwierzać się – ciężko im tego słuchać. Wymagają podwójnie albo wcale nie wymagają. Dzieje się tak dlatego, że każde poczęte dziecko biologicznie, a więc również emocjonalnie, istnieje już w psychice matki. Kształtuje się jej macierzyństwo, czy tego chce, czy nie. Zawsze już pozostanie matką, choćby nie miała żadnego urodzonego dziecka. Jeśli wychowuje inne dzieci, to gdy godzi się na aborcję, wówczas urodzone dziecko zostaje obdarzone jakby podwójną ilością opieki, kontroli, ale też oczekiwań matki. Bywa, że ocaleniec staje się dzieckiem „pod kloszem”, które ma być grzeczne, zdolne, najlepsze w klasie, idealne. Można wtedy nie zauważyć, że to dziecko ma swoje tempo rozwoju, swoją niepowtarzalną emocjonalność, swoje pasje, być może inne od tych, które mają rodzice. Często dopiero z czasem rodzice, bo przecież nie tylko matki, widzą, że bardziej chcieli uformować swoje dziecko niż towarzyszyć mu w jego odrębności.

– Dramat osób z syndromem ocaleńca polega chyba na tym, że one często nie dostrzegają, iż właśnie doświadczenie aborcji jest przyczyną przeżywanych przez nie dolegliwości – czy tak?

– Tak, wiele osób szuka odpowiedzi na dręczące i bardzo poważne pytania o swoje życie przez całe lata. Jedni szukają tej odpowiedzi w duchowości, inni w filozofii, terapii, a jeszcze inni starają się zagłuszyć swój egzystencjalny niepokój szybkim tempem życia, pracą, wielością kontaktów lub choćby telewizorem, komputerem, alkoholem...

– Czy istnieje jakaś konkretna terapia dla osób z syndromem ocaleńca?

– Specyficzna terapia tego syndromu nie miałaby sensu, gdyż w ciągu życia u każdej osoby układa się zupełnie inna konstelacja skutków aborcji w rodzinie. Potrzebny jest wtedy pewien generalny przegląd życia, dotknięcie całości, a nie tylko poszczególnych zepsutych elementów. Trzeba spojrzeć na siebie w bardzo szerokiej perspektywie i bardzo głęboko. Aborcja w rodzinie ma przecież nie tylko wielowymiarowe skutki, ale ma również przyczyny zakorzenione w poprzednich pokoleniach oraz w środowisku. Aborcja lub jej zamiar nie jest żadną winą pojedynczej osoby. Do tego dramatu przyczynia się wiele osób; te, które nie przekazały kobiecie odwagi bycia matką, te, które do aborcji namawiały, także te, które swoją biernością i milczeniem nie powstrzymały kobiety. Wszyscy jesteśmy odpowiedzialni za życie w nas i wokół nas.

Podziel się:

Oceń:

2017-09-13 11:20

[ TEMATY ]

Wybrane dla Ciebie

Kandydat na prezydenta Senegalu: Nie można kochać Polski nie kochając Jana Pawła II!

Episkopat Flickr

„Nie można kochać Polski nie kochając Jana Pawła II. Świat w jakim teraz żyjemy to w dużym stopniu jego zasługa" – mówi Malick Gakou. Z jego inicjatywy w mieście Guédiawaye pod Dakarem powstały: pomnik, ulica imienia papieża z Polski i sprowadzenie relikwii do kościoła pod jego wezwaniem.

Więcej ...

Zmiany kapłanów 2024 r.

Karol Porwich/Niedziela

Maj i czerwiec to miesiąc personalnych zmian wśród duchownych. Przedstawiamy bieżące zmiany księży proboszczów i wikariuszy w poszczególnych diecezjach.

Więcej ...

Pielgrzymka prezydenckiego kapelana: "od Krzyża, do Krzyża i z Krzyżem, którego trzeba znowu bronić"

2024-06-24 13:59

Archiwum ks. Zbigniewa Krasa

Ksiądz Zbigniew Kras, kapelan prezydenta Andrzeja Dudy idzie z samotną pielgrzymką "w intencji ustania wojny w Ukrainie i w Palestynie, od Krzyża, do Krzyża i z Krzyżem, którego trzeba znowu bronić". Ruszył 10 czerwca z Bałtyckiego Krzyża Nadziei, a celem jest Giewont. Duchowny codziennie relacjonuje swoją pielgrzymkę w mediach społecznościowych.

Więcej ...
Przejdź teraz
REKLAMA: Artykuł wyświetli się za 15 sekund

Reklama

Najpopularniejsze

Zmiany kapłanów 2024 r.

Kościół

Zmiany kapłanów 2024 r.

Pielgrzymka prezydenckiego kapelana:

Wiara

Pielgrzymka prezydenckiego kapelana: "od Krzyża, do...

Archidiecezja warszawska: reklama z udziałem kard. Nycza...

Kościół

Archidiecezja warszawska: reklama z udziałem kard. Nycza...

Prośmy św. Jana Chrzciciela, aby pomógł nam być...

Wiara

Prośmy św. Jana Chrzciciela, aby pomógł nam być...

Wakacyjny savoir vivre w Kościele

Niedziela Łódzka

Wakacyjny savoir vivre w Kościele

Zmiany personalne w diecezji bielsko-żywieckiej 2024

Niedziela na Podbeskidziu

Zmiany personalne w diecezji bielsko-żywieckiej 2024

Zmiany personalne w diecezji rzeszowskiej

Kościół

Zmiany personalne w diecezji rzeszowskiej

Diecezja kielecka: zmiany kapłanów 2024

Kościół

Diecezja kielecka: zmiany kapłanów 2024

Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?

Kościół

Nauczycielu, nic Cię to nie obchodzi, że giniemy?