Pierwszą przełożoną była s. Cecylia Barczyńska, towarzyszyła jej jedna siostra. Dopiero w następnych latach doszła jeszcze jedna siostra - pielęgniarka. Zamieszkały w budynku niedaleko kościoła, w którym była organistówka, wikariat i salki katechetyczne. Dla sióstr przeznaczone było kilka pomieszczeń na parterze. Z czasem dom został wyremontowany oraz dobudowano piętro. Ludzie bardzo życzliwie przyjęli siostry i szybko zaprzyjaźnili się z nowymi lokatorkami budynku parafialnego. Ówczesna przełożona s. Cecylia była organistką i katechetką. Druga siostra pełniła obowiązki zakrystianki, a trzecia była pielęgniarką oddelegowaną do chorych. Mały kościół z czasem został rozbudowany, od kilku lat prowadzony jest remont zabytkowej świątyni. Liczba sióstr zmieniała się. Obecnie wspólnotę tworzą trzy siostry. W przeszłości parafia Świętomarz była znacznie większa. Po reorganizacji odeszło od niej kilka miejscowości m.in. Radkowice, Krajków, Grabków i Łomno. - To były zupełnie inne czasy, wspomina s. M. Bogdana, do salki przychodziły dzieci i tu słuchały katechezy. Trzeba było także dojeżdżać do Łomna, tam w prywatnym domu była wynajmowana salka do katechezy. Pierwszą katechetką w Łomnie była s. Lucyna Kaczmarczyk. Uczniowie przychodzili tam po zajęciach lekcyjnych, nikt nie narzekał, nikogo nie brakowało. Sześć kilometrów do Łomna trzeba było pokonać pieszo albo na furmance.
S. Bogdana
Reklama
S. Bogdana na placówce w Świętomarzy była już dwa razy, teraz jest już po raz trzeci. Pierwszy raz przyjechała do parafii w 1988 r. - Gotowałyśmy na kaflowej kuchni, kuchnia też ogrzewała drugi pokój. Warunki były ciężkie, teraz trochę się zmieniły - mówi. Siostra uczyła dzieci katechezy w Bodzentynie. Nauka była prowadzona w kościelnych salkach. Aby się tam dostać, musiała jeździć autobusem. Czasem ktoś ją podwiózł, a czasami trzeba było przejść te kilka kilometrów. Nigdy nie lubiła się spóźnić. - Obowiązek to święta rzecz - podkreśla. Pewnego dnia, spiesząc się na katechezę, szybko wychodziła z szoferki samochodu ciężarowego. Poślizgnęła się, upadła, złamała rękę. Na jakiś czas zwolniła, ale nie na długo. Kiedy nauka religii wróciła do szkół, siostry zaczęły uczyć dzieci katechezy w Jadownikach, później w Szerzawach.
Pomóż w rozwoju naszego portalu
Dla dzieci
Reklama
Charyzmatem sióstr jest opieka nad dziećmi i posługa chorym, tego życzył sobie założyciel zgromadzenia o. Bojanowski. W Polsce, i nie tylko, powstawały ochronki, w których dzieci znajdowały schronienie, opiekę, ciepły posiłek, a przede wszystkim miłość. Siostry budowały szpitale własnym kosztem. Np. Szpital w Strzelcach Opolskich. Dom w Panewnikach-Ligocie był również budowany z myślą o szpitalu. Ta część domu została zabrana siostrom przez komunistów. Obecnie jest tam szpital, ale pracuje w nim jedna lub dwie siostry. To, czego nie zniszczyli Niemcy, rozkradli komuniści. Niedługo po wojnie siostrom zabrane zostały prawie wszystkie ochronki i szpitale. Tylko w niektórych mogły jeszcze pracować, mając nad sobą świeckie kierownictwo. Siostrom, którym zabrano ochronki, komuniści w późniejszych latach pozwolili pracować w szpitalach, mając zbyt mało wykwalifikowanego personelu. Taki stan rzeczy nie trwał długo. Władze doszły do wniosku, że żaden „element kościelny” nie jest mile widziany w państwowej służbie zdrowia. Przełomem okazał się rok 1955/56, kiedy to siostry zostały wyrzucone ze wszystkich szpitali. Jak wspominają, tylko jednego dnia do domu prowincjalnego w Panewnikach-Ligocie zjechało się około 300 sióstr zwolnionych ze szpitali! S. Bogdana bardzo dobrze pamięta ten czas. - W Bogucicach był szpital, kierował nim partyjny dyrektor, gorliwy zwolennik władzy ludowej, jednak nie podporządkował się nakazowi usunięcia sióstr ze szpitala. Nalegającym zwierzchnikom powiedział, że zgodzi się na to, jeśli za jedną siostrę dostanie cztery pielęgniarki, tak cenił pracę naszych sióstr - mówi s. Bogdana. Dyrektor był partyjny, wysoko postawiony, ciężko było go zmienić i ciężko było go zmusić do wykonania zarządzenia. Komuniści wpadli na sposób, żeby się pozbyć sióstr. Zarządzili „remont” szpitala, zamknęli go na pewien czas, a potem, po „remoncie”, otworzyli, nie przyjmując już sióstr do pracy. Siostry, które przez lata pracowały w szpitalach, swoją wiedzę wykorzystywały w wiejskich placówkach. Jeśli trzeba było przeprowadzić drobne zabiegi pielęgnacyjne, potrzebujący przychodzili po pomoc do sióstr, ale i siostry same chodziły do potrzebujących, nie czekając na zaproszenie, odnajdywały takie osoby i niosły konkretną pomoc (opieka, posiłki, pielęgnacja). Na zastrzyki już nie trzeba było jeździć do odległych placówek zdrowia. Oprócz tego siostry na parafiach zajęły się katechezą, kancelariami parafialnymi, organistostwem, itd.
Wspólnota
Siostra przełożona Leoncja Koczberska uczy katechezy w szkole w Szerzawach w klasach 0-6. W Świętomarzy jest od roku, do pracy ma blisko, nie musi jeździć autobusem, szkoła naprawdę znajduje się niedaleko. Do miejsca pracy jeździ rowerem albo idzie pieszo. Lubi jeździć rowerem. Kiedy pracowała w Białymstoku, poprosiła przełożoną o rower, jeździła nim do szkoły. Gdy dzieci zobaczyły pierwszy raz, jak jechała rowerem w habicie, wyrywało im się: - O, siostra na rowerze! Gdy pewnego dnia dotarła pieszo, usłyszała: - O, siostra nie na rowerze?! Druga z sióstr, s. Domitylla, jest zakrystianką, w przeszłości była w Świętomarzy, była też tutaj przełożoną przez 6 lat. Zajmuje się ogródkiem i wykonuje wszystkie prace domowe. Siostry wspólnymi siłami przygotowują posiłki. Co roku jesienią robią konfitury i soki. Właśnie rozpoczyna się sezon.
Reklama
S. Domitylla troszczy się o bieliznę kościelną. Kwiaty układa s. Leoncja, ale jak trzeba, to i ona potrafi ułożyć ładne kompozycje. W utrzymaniu porządku w kościele pomagają mieszkańcy parafii, to oni sprzątają świątynię. W przeszłości w zimę siostry musiały odśnieżać teren wokół kościoła, teraz jest im lżej, w miesiącach zimowych śnieg odśnieża jeden z mieszkańców parafii. W ogóle mieszkańcy parafii bardzo pomagają siostrom, dzielą się tym, co mają, przynoszą produkty rolne. Często się zdarza, że jak siostry wracają do domu, na parapecie czy pod drzwiami znajdują pomidory, ogórki albo butelkę z mlekiem.
W domu służebniczek
Dom, w którym mieszkają siostry, wymaga remontu. Pokryty jest eternitem. Część okien jest wymienionych, ale nie wszystkie. Siostry opalają cały dom, który nie jest ocieplony. Zimą na ogrzanie budynku idzie blisko 8 ton węgla. Właśnie siostry zakupiły drewno na rozpałkę. Trzeba kogoś poprosić, żeby pociął przywiezione oflisy. Najgorzej jest z paleniem - siostry, ale najczęściej s. Domitylla, muszą podrzucać węgiel do pieca i wynosić popiół. - Oprócz codziennych obowiązków, staramy się, aby nasz dom był otwarty dla innych - mówi siostra przełożona. - Do tej pory organizowałyśmy dni skupienia dla dziewcząt, które przyjeżdżają do Świętomarzy tylko na jeden dzień. Niestety, nie ma warunków, aby można było je przyjąć na dłużej. Jednak nawet te kilkanaście godzin wspólnie spędzonych na modlitwach i rozmowie sprawia wiele radości. - Staramy się zachęcać, zainteresować dziewczęta z gimnazjum, aby nas odwiedzały. Takie spotkania służą związaniu przyjaźni i formacji młodych dziewcząt.
Dzieło o. Bojanowskiego
Reklama
Utworzone przez o. Bojanowskiego w 1850 r. Zgromadzenie Sióstr Służebniczek szybko rozwijało się, na ziemiach polskich także w innych zaborach. Najpierw w Galicji, tu od 1861 r. centrum sióstr stała się Stara Wieś. Jednak rozwój zakonu został poddany próbie. Władze austriackie zgodziły się na działalność sióstr, ale po spełnieniu szczególnych warunków. Siostry miały się „uniezależnić” od „zagranicy”, czyli od domu macierzystego. Jeszcze trudniej siostrom było pracować w zaborze rosyjskim. Władze carskie niechętnym okiem patrzyły, na każdy polski przejaw działalności religijnej. Przeszkody stawiane nowemu zgromadzeniu były tak wielkie, że po śmierci założyciela siostry musiały opuścić teren zaboru rosyjskiego. Mimo tych trudności, siostry nie poddawały się. Jeszcze za życia o. Bojanowskiego siostry służebniczki otworzyły cztery domy na Śląsku (pierwszy w 1866 r.) oraz czyniły próby „przeszczepienia” zgromadzenia do Anglii i Kanady. Pruski Kulturkampf i warunki rozbiorowe doprowadziły do dalszego podziału zgromadzenia. Rząd austriacki zatwierdził w Galicji nowy niezależny dom macierzysty Sióstr Służebniczek w Dębicy oraz doprowadził do podziału sióstr ze Śląska i Wielkopolski. W ten sposób istnieją dzisiaj cztery odrębne gałęzie sióstr służebniczek zatwierdzone przez Stolicę Apostolską i zrzeszone w Konfederację: Pleszewskie w Wielkopolsce (dom generalny w Luboniu pod Poznaniem), Śląskie (dom generalny we Wrocławiu), Starowiejskie (dom generalny w Starej Wsi, diec. przemyska) i Dębickie (dom generalny w Dębicy, diec. tarnowska).
Czas cierpienia
W czasie II wojny światowej siostry kontynuowały swoją posługę. Współpracowały z Polskimi Komitetami Opieki Społecznej i Polskim Czerwonym Krzyżem. Podobnie jak podczas I wojny światowej niosły pomoc potrzebującym: chorym, ubogim, więźniom i uchodźcom. Prowadziły punkty dożywiania, a także rejestrowane pracownie dla młodzieży, aby uchronić ją w ten sposób przed wywiezieniem do Niemiec na przymusowe roboty. Pracowały w szpitalach i na liniach frontu, niosąc pomoc rannym żołnierzom. Niekiedy z narażeniem życia prowadziły w szkołach tajne nauczanie.
Sióstr nie ominęły represje z rąk niemieckiego okupanta, który za cel swojej polityki miał wynaradawianie narodu polskiego i walkę z katolicyzmem. Siostry były wysiedlane i zamykane w obozach. Wiele z nich zmarło wskutek wyczerpania i chorób, także w obozach w Oświęcimiu i Bojanowie. Obóz w Bojanowie Niemcy stworzyli przede wszystkim dla sióstr zakonnych z różnych zgromadzeń oraz dla księży katolickich. Pierwszy transport do obozu miał miejsce 25 lutego 1941 r. Niemcy przywieźli tu grupę 56 sióstr zakonnych. Obóz koncentracyjny nosił niemiecką nazwę: Nonnenlager-Schmückert. W następnym miesiącu przywieziono kolejne dwa transporty sióstr, między innymi z Wolsztyna, Leszna i Poznania. Pod koniec 1941 roku w obozie przebywały 293 osoby. 11 grudnia Niemcy przywieźli z Fortu VII z Poznania 37 starych, schorowanych kapłanów. Łącznie przez obóz koncentracyjny w Bojnowie przez pięć lat istnienia przeszło 615 sióstr z 27 zgromadzeń zakonnych.
W następnym numerze zaprezentujemy Zgromadzenia Sióstr Nazaretanek - Dom przy pl. NMP w Kielcach